Problem

grześ1988

Nowicjusz
Dołączył
12 Październik 2011
Posty
6
Punkty reakcji
0
Witam

Jestem tutaj nowy, to mój pierwszy temat.

Mam od pewnego czasu problem. Napiszę po kolei.


Mam 23 lata, mieszkam w domu z rodzicami, nie jesteśmy biedni ale milionerzy też nie.
Mój problem polega na tym że coraz bardziej sam się dołuje, zamiast iść do przodu upadam na dno powoli.

Dobieram sobie do głowy różne problemy które... chyba sam wymyślam. Tzn wygląda to tak:

Mam problem X, zamiast go rozwiązać to ja o nim myślę... myślę... i tak myśląc sam sobie dodaje jakieś szczegóły i utrudniam. Później już sam nie wiem co było prawdą a co sam dodałem. Mimo że wszystko wskazuje że jest ok to ja i tak nadal będę o tym myślał i udowadniał sobie że chyba jednak jest inaczej, że pewnie ktoś sie mylił i znów mam problem.

Zawsze byłem wychowywany tzw "pod kloszem". Mam brata ale to on zawsze wszystko robił, wyręczał mnie a ja się tak "ślizgałem" przez życie. Wtedy mnie to cieszyło... teraz wiem że to nie było takie dobre jak by się wtedy wydawało.

Dobry ze mnie człowiek, może nie idealny ale chętnie zawsze pomagam.

+++ mam takie głupie myśli, proszę oceńcie je lub skomentujcie ale mądrze.... jestem smutny i przychodzą takie myśli że lepiej się nie odzywać i siedzieć cicho w domu zamiast żyć pełnią bo.... jak będę żył pełnią i szukał szczęścia, walczył z tym złym samopoczuciem to... "ktoś" mnie ukarze za to, tak jakby jakaś moc (jakkolwiek to brzmi ale inaczej się nie da wytłumaczyć) bedzie mi utrudniać życie i je psuć zrzucając na mnie niepowodzenia ponieważ chcę żyć pełnią i wyjść do ludzi. Tak że lepiej abym siedział cicho w domu nadal marnując życie bo tak jest dla mnie bezpieczniej, myślicie że to taka "ochronka" po tym jak byłem wychowywany "pod kloszem"? +++


Czuję gdzieś tam wewnątrz... tam głęboko w duchu że chciałbym coś osiągnąć w życiu, kimś być, cieszyć się życiem... a biadolę pod nosem bojąc się wszystkiego... BOJĘ SIĘ ŻYCIA!!

Pracuję ale tak na 10% tego co mogę, boję się, martwię... ale wiem że co mi to da?
Taka jest prawda, czy zamartwianie się i biadolenie coś komuś dało? czy to mi będzie pomagać w życiu?


Może to trochę głupie ale podam taki przykład:
Może wiecie, może nie kto to jest Travis Pastrana, gość jeździ na motocyklu. W wieku 15 lat mial wypadek na motocyklu... ODDZIELIŁ KRĘGOSŁUP OD MIEDNICY!! ledwo się odrechabilitował znów jeździł....
Chciałbym mieć właśnie taką siłę by żyć, nie biadolić tylko żyć.

Kształcić się, uczyć, być kimś kogo będą brać za przykład... a nie tylko marnie egzystować... ale zaraz przychodzą te myśli i jest mi smutno... a jak już np mamie jest źle, bo ma akurat zły dzień to ja zamiast pomagać jej to... też biadolę.

Mama roni wszystko w domu, ja zamiast w wolnym czasie pomagać to oglądam TV.

Czy da rade jakoś z tego syfu wyjść? miałem hobby, siłownia ale ją olałem.

Może za dużo czas spędzam przy komputerze, w pracy ok, ale po pracy też. Zero sportu, dotleniania, może też w tym tkwi problem?
 

Gusia22

Nowicjusz
Dołączył
29 Lipiec 2011
Posty
46
Punkty reakcji
2
Witam

Jestem tutaj nowy, to mój pierwszy temat.

Mam od pewnego czasu problem. Napiszę po kolei.


Mam 23 lata, mieszkam w domu z rodzicami, nie jesteśmy biedni ale milionerzy też nie.
Mój problem polega na tym że coraz bardziej sam się dołuje, zamiast iść do przodu upadam na dno powoli.

Dobieram sobie do głowy różne problemy które... chyba sam wymyślam. Tzn wygląda to tak:

Mam problem X, zamiast go rozwiązać to ja o nim myślę... myślę... i tak myśląc sam sobie dodaje jakieś szczegóły i utrudniam. Później już sam nie wiem co było prawdą a co sam dodałem. Mimo że wszystko wskazuje że jest ok to ja i tak nadal będę o tym myślał i udowadniał sobie że chyba jednak jest inaczej, że pewnie ktoś sie mylił i znów mam problem.

Zawsze byłem wychowywany tzw "pod kloszem". Mam brata ale to on zawsze wszystko robił, wyręczał mnie a ja się tak "ślizgałem" przez życie. Wtedy mnie to cieszyło... teraz wiem że to nie było takie dobre jak by się wtedy wydawało.

Dobry ze mnie człowiek, może nie idealny ale chętnie zawsze pomagam.

+++ mam takie głupie myśli, proszę oceńcie je lub skomentujcie ale mądrze.... jestem smutny i przychodzą takie myśli że lepiej się nie odzywać i siedzieć cicho w domu zamiast żyć pełnią bo.... jak będę żył pełnią i szukał szczęścia, walczył z tym złym samopoczuciem to... "ktoś" mnie ukarze za to, tak jakby jakaś moc (jakkolwiek to brzmi ale inaczej się nie da wytłumaczyć) bedzie mi utrudniać życie i je psuć zrzucając na mnie niepowodzenia ponieważ chcę żyć pełnią i wyjść do ludzi. Tak że lepiej abym siedział cicho w domu nadal marnując życie bo tak jest dla mnie bezpieczniej, myślicie że to taka "ochronka" po tym jak byłem wychowywany "pod kloszem"? +++


Czuję gdzieś tam wewnątrz... tam głęboko w duchu że chciałbym coś osiągnąć w życiu, kimś być, cieszyć się życiem... a biadolę pod nosem bojąc się wszystkiego... BOJĘ SIĘ ŻYCIA!!

Pracuję ale tak na 10% tego co mogę, boję się, martwię... ale wiem że co mi to da?
Taka jest prawda, czy zamartwianie się i biadolenie coś komuś dało? czy to mi będzie pomagać w życiu?


Może to trochę głupie ale podam taki przykład:
Może wiecie, może nie kto to jest Travis Pastrana, gość jeździ na motocyklu. W wieku 15 lat mial wypadek na motocyklu... ODDZIELIŁ KRĘGOSŁUP OD MIEDNICY!! ledwo się odrechabilitował znów jeździł....
Chciałbym mieć właśnie taką siłę by żyć, nie biadolić tylko żyć.

Kształcić się, uczyć, być kimś kogo będą brać za przykład... a nie tylko marnie egzystować... ale zaraz przychodzą te myśli i jest mi smutno... a jak już np mamie jest źle, bo ma akurat zły dzień to ja zamiast pomagać jej to... też biadolę.

Mama roni wszystko w domu, ja zamiast w wolnym czasie pomagać to oglądam TV.

Czy da rade jakoś z tego syfu wyjść? miałem hobby, siłownia ale ją olałem.

Może za dużo czas spędzam przy komputerze, w pracy ok, ale po pracy też. Zero sportu, dotleniania, może też w tym tkwi problem?
Wieszco jeśli fatycznie spędzasz sporo czasu przy komputerze to możę tak być. Znamto ze swojego przykłądu. Jak już siąde to ogrania mnie coś takiego że mi się nic nie chce, wszystko olewam i chciałabym, żeby ktoś wszystko robił za mnie. i też ciągle narzekam, żę tego nie mogę, tamtego też nie. Wszyscy dookoła mówią że tylko narzekam i że mają już tego dość. Również chciałabym to zmienić ale gdy wstaję aby coś zrobić pomyślę chwilę i stwierdzam że to i tak nie ma sensu.
 
Dołączył
14 Luty 2008
Posty
2 390
Punkty reakcji
91
Wiek
37
A dlaczego boisz się tego życia? Skąd to się wzięło? Stało się coś, że tak się czujesz? I skoro tak bardzo pragniesz zmian i o tych zmianach marzysz to czemu nie zaczniesz czegoś zmieniać? Nie musisz przecież w ciągu jednego dnia zmienić swoje życie o 180 stopni. Może więc małymi krokami? Np. w tym tygodniu popracuję nad tym a w następnym zabiorę się za to i za tamto?
 

grześ1988

Nowicjusz
Dołączył
12 Październik 2011
Posty
6
Punkty reakcji
0
Czemu się boję? nie wiem, mam takie uczucie że będę musiał wreszcie... dorosnąć i samemu wziąć się za życie i nie wiem czy podołam, czy moje decyzje będa dobre... jednocześnie wiem że lepiej się uczyć na błedach niż nic nie robić. Wiem też że tylko ludzie którzy coś robią z swoim życiem coś osiągną.

Boję się też może dlatego że zawsze wszystko ważne załatwiali za mnie rodzice czy brat, a ja tylko to co mniej ważne. Nie mam obycia z ludźmi załatwiając sprawy.

Boję się głównie też dlatego że... jest ta głupia myśl, skąd się wzięła? nie wiem, może to poprostu taki odzew tego chowania pod kloszem (mowa o tym że będzie źle jak się zacznę wychylać), ale nie mam cały czas tej myśli, w dużej mierze jest ok:) nie odbiło mi.


Małymi krokami? może wina tkwi w tym ze sobie celów nie wyznaczam? zero priorytetów w życiu ;/ może bym zaczął wyznaczać cele, narazie takie małe dzienne?

Bo naprawdę robię wszystko ale bez... celu, poprostu bo muszę.

A co sadzisz o tym co napisałem na zielono? :)
 
Dołączył
14 Luty 2008
Posty
2 390
Punkty reakcji
91
Wiek
37
Uważam, że Twoi rodzice, rodzeństwo wyrządzili Ci olbrzymią krzywdę odbierając Ci prawo do podejmowania własnych decyzji i popełniania błędów. Bo nawet te popełnianie błędów w życiu człowieka jest bardzo ważne. Nie wiem jak wygląda Twoje życie na co dzień, czy zamykasz się w swoim pokoju i Cię nic nie interesuję bo obiad masz podany, bo masz posprzątane itd. Jeśli jest tak to zmień to. Zdaję sobie sprawę z tego, że w takim przypadku jak Twój to może być bardzo trudne dlatego też poradziłam Ci tą metodę małych kroków. Może sobie spisz na kartce co pragniesz w swoim życiu, otoczeniu zmienić. Zacznij od banałów, od drobnostek. I powoli to zmieniaj, wyznaczaj sobie czas na dokonanie tego. Może zastosuj metodę kar i nagród wobec siebie. Jeśli uda Ci się coś zmienić i przede wszystkim utrzymać to nagrodź siebie czymś, czymś co lubisz. Może to brutalnie zabrzmi ale musisz powoli sam uczyć się żyć bo rodzice nie są wieczni. Nie sądzę, że Ci odbiło, myślę, że jesteś normalną osobą aczkolwiek zagubioną bo coraz bardziej dociera do Ciebie to, że jesteś panem swojego życia a nigdy nie miałeś okazji tego wykorzystać. Napisałeś, że pracujesz. To już bardzo dużo, serio. Co do tej wypowiedzi na zielono... Wiesz, ja psychologiem nie jestem. Ale myślę, że psycholog to człowiek który może pomóc w różnych problemach. Jeśli problemy Cię przewyższają to fachowa porada nigdy nie zaszkodzi. Na początek może spróbuj sam sobie z tym poradzić i postaraj się wziąć swoje życie we własne ręce ;)
 

grześ1988

Nowicjusz
Dołączył
12 Październik 2011
Posty
6
Punkty reakcji
0
Taaaaak,,,, wtedy było super, nic nie musiałem praktycznie robić, luz i sielanka. Teraz widzę że to nie było takie dobre.
Ale byłem ulubieńcem i tak mnie trzymali.

Czyli małe kroki? nie ma sensu łapać się za duże rzeczy?

Nawet nie chodzi o to że rodziców kiedyś zabraknie.... teraz jest już problem, chłop 23 lata i jeszcze nie potrafi sobie radzić, a jak przyjdzie czas że trzeba będzie iść "na swoje" ? lub nawet gdybym miał nadal mieszkac z rodzicami to pasowało by się dokładać do opłat, jakieś auto kupić itp.

Nie zamykam się w pokoju :) sprzątam sam, ale... yyy muszą mnie trochę poprzeganiać żebym zaczął to robić.

Może zacznę poprostu taką życiową naukę, zacznę na nowo spotykac się z ludźmi, robić coś aby wyjść z tego kokonu, w sumie jak zacznę np rozmawiać z obcymi nawet z Panią przy kasie to zawsze jakoś mnie utwardzi i pomoże, zawsze to jakieś doświadczenie.

Aha co do wypowiedzi na zielono to nie chodziło mi o jakieś psychologiczne roztrząsanie sprawy :) raczej o to czy to jest głupie czy nie że żyjąc pełnią życia, wychodząc z tego "kokonu" będzie gorzej niż jak nic nie robię :)

Moim skromnym zdaniem, tak na zdrowy rozum to jest moja podświadoma "reakcja obronna", wyjście z strefy "złudnego komfortu" do realnego świata. A ja poprostu podświadomie niechcę tego bo tak mi dobrze bo,.... łatwo ;/
 
Dołączył
14 Luty 2008
Posty
2 390
Punkty reakcji
91
Wiek
37
Myślę, że warto zacząć po prostu od małych rzeczy, kroków które łatwiej przychodzą i łatwiej jest przy nich osiągnąć sukces. A jeśli zobaczysz, że Ci to się udaję to weźmiesz się za te większe ;) Nie znam Cię więc trudno mi orzec jakim jesteś człowiekiem i co Ci bardziej pomoże - czy rzucenie na głęboką wodę i albo się utopisz albo nauczysz się pływać od razu, albo nauka pływania w rękawkach i kole - i nauczysz się pływać z czasem....albo zawsze będziesz potrzebował jakiejś asekuracji (czytaj pomocy kogoś). Moje osobiste zdanie jest takie abyś zaczął podejmować decyzje najpierw w sprawach codziennych, takich które coś zmieniają ale jednak jeszcze nie przewracają Twojego życia do góry nogami. Wiesz, na zasadzie aby dać sobie czas na przystosowanie się do zmian. Uważasz, że powinieneś dokładać się do opłat. I na dobry początek zrób sobie rozpiskę ile z czego korzystasz, ile przejadasz itd. I chociaż połowę z tego ile kosztujesz zacznij się dokładać. Nie wiem ile zarabiasz więc po prostu musisz sam to dostosować do swoich możliwości. To już kolejny krok w braniu odpowiedzialności za siebie samego. A samochód? Samochód drogim wydatkiem nie jest, w dobrym stanie można kupić już za kilka tyś. Masz prawko? Nie musisz mieć na starcie mercedesa z salonu w najwyższej klasie. ;)
 
Do góry