Tak się składa, że studiowałem kiedyś trochę anglistykę i szlag mnie ostatnio trafił podczas oglądania filmu "Beowulf". Otóż lektor uporczywie wymawiał imię głównego bohatera jako coś w stylu "biołulf". Laikowi może się to wydawać normalne. Wydaje nam się, że ten angielski jest taki oczywisty i poukładany, a wymowa standardowa. Otóż niekoniecznie. Imię tego herosa, bohatera staroangielskiego poematu wymawiamy "bejłulf". I wyraźnie słychać na filmie taką właśnie angielską wymową. Tym bardziej śmiesznie brzmią próby przekrzykiwania tego przez lektora z jego "biołulfem" (to prawie stawia Beowulfa w jednym szeregu z biokominkiem czy biojogurtem ).
Podobną pułapką językową jest nazwa londyńskiej dzielnicy Greenwich. Jeśli w Londynie spytamy o "grinicz" (a tak przecież wymawiają to nawet nasi meteorologowie!), możemy spotkać się ze zdziwionym spojrzeniem, gdyż prawidłowa wymowa brzmi "grenicz".
Proponuję pisać tu o podobnych przypadkach, gdzie wpadamy w pułapkę pozornie oczywistej wymowy.
Podobną pułapką językową jest nazwa londyńskiej dzielnicy Greenwich. Jeśli w Londynie spytamy o "grinicz" (a tak przecież wymawiają to nawet nasi meteorologowie!), możemy spotkać się ze zdziwionym spojrzeniem, gdyż prawidłowa wymowa brzmi "grenicz".
Proponuję pisać tu o podobnych przypadkach, gdzie wpadamy w pułapkę pozornie oczywistej wymowy.