Buir
Nowicjusz
- Dołączył
- 11 Listopad 2011
- Posty
- 22
- Punkty reakcji
- 0
- Wiek
- 30
Witam
Nie wiem czy temat będzie w dobrym dziale, gdyż myślałem czy napisać go właśnie tutaj czy w dziale trudności życiowe, ale chyba bardziej będzie mowa o kobietach i zagwozdkach miłosnych niż nad sensem życia itp. Może na początek pokrótce przedstawię Wam mój życiorys w sprawach podrywu.
Moje miłosne podboje zaczęły się w I klasie gimbazy. Wtedy po raz pierwszy i jako ostatni naprawdę się zakochałem (pomyślicie zapewne: ,, ma 13 lat i się zakochał? Coś tutaj nie tak." Tak zakochałem się.). Była to koleżanka z klasy. Na początku to były takie zaczepki na początku na gadu-gadu, potem już coraz bardziej w realu. Takie relacje trwały ok. 3 miesiące. W II klasie zacząłem coraz bardziej rozmawiać z nią na tematy miłosne. A bym zapomniał - ona traktowała mnie jako bliższego kolegę ( w między czasie miała chłopaka), ja już czułem że to jest właśnie to. Potem ona odeszła od swojego faceta i była wolna. Po jakimś miesiącu, może dwóch uderzyłem do niej z miłosnymi wierszykami (chyba to był mój największy błąd), z propozycjami spotkania się gdzieś. Ona ciągle mówiła, że dzisiaj nie może, że ma zajęcia jakieś dodatkowe, żę wyjeżdża. Wtedy znowu zaczęła się spotykać z pewnym gościem. Ja już dałem spokój, totalny olew (ale nadal ją kochałem), lecz po paru miesiącach znowu się do mnie odezwała. Wyszła z ofertą spotkania się. Zgodziłem się. Wreszcie spotkałem się z nią sam na sam. no trochę było szmeru bajeru, lecz czułem że ona jest wobec mnie obojętna. Spytałem ją oto to odpowiedziała, że mi się tylko zdaje. Mówię ''no dobra spoko''(później się okazało, że mój kolega ją do tego namówił, bo nie mógł patrzeć jak łażę przygnębiony). Po kilku dniach zadzwoniłem do niej czy się spotkamy, a ona ze złością do mnie, że co sobie myślę, że ona nie jest taka łatwa ( z plotek słyszałem zupełnie co innego na jej niekorzyść). Po tej jednostronnej kłótni zamiast już odpuścić to ją dalej kochałem, lecz to co powiem Wam teraz hit to myślę, że się uśmiejecie. To był definitywny koniec. Równolegle ze mną podkochiwał się cały czas przez przeszło 10 lat jej bliski przyjaciel. To była końcówka III klasy. Mieliśmy próby polonezu no i na te próby przyszedł koleś ( jej czwarty czy nawet piąty partner w ciągu 2,5 roku) z dwoma kolegami i zaczął się do nas burzyć, że my małolaty nie wiemy jak zaopiekować się dziewczyną i powiedział nam, że jak wyjdziemy z próby to dostaniemy wpie****. My jak to małolaty jeszcze osrani ( koleś był o 4 lata starszy, nie wiem jak tamci). Ta dziewczyna, o której jest mowa przyniosła nam bandaże i waliła tekstami typu: ''poleje się krew'' itp. Do niczego jednak nie doszło bo za nas dwóch wstawili się koledzy i wyszło na to że z sali wyszliśmy nie w dwójkę, a w 15.
To był koniec mojej przygody z nią. Nadal czuję do niej gdzieś głęboko mały sentyment, bo przecież pierwsza i jedyna miłość to była.
Kolejna trzy przygody miały miejsce już w liceum i były to zauroczenia.
Jedna nie trwała dość krótko. W I klasie LO przystawiałem się do koleżanki z klasy. No było spoko do czasu gdy nie zobaczyli tego moi ''koledzy''. Pewnego razu w czasie rozmowy powiedzieli jej, że niby jestem bezpłodny i mam małego. Ona mnie wyśmiała, ja ją że słucha durniów i na tym się skończyło. Powiedzenie ''Nie bierz d*** ze swej grupy'' sprawdziło się drugi raz.
Z następną dziewczyną o rok młodszą ''spotykałem się'' za sprawą kolegi z którym dojeżdżałem do szkoły tzn: podchodziłem pod jej dom i odprowadzałem ją do szkoły ( ona chodziła do technikum). Powiem, że nawet spoko się z nią dogadywałem. I znowu do czasu kiedy to złapał mnie jej chłopak i ostrzegł, żebym się od niej odczepił. No to ja z doświadczeń przestałem się z nią spotykać. Teraz powiem Wam, że może i dobrze że tak się to potoczyło, gdyż dziewczyna zmienia kolesi jak rękawiczki i lubi klimaty hardcore.
W LO jeszcze z jedną można by to powiedzieć kręciłem. Była to o rok starsza dziewczyna. Nie mieliśmy wspólnych zajęć, ani bliższych kolegów, więc było ciężej. W taki sposób do głowy wpadł mi pomysł zapytania czy odsprzeda mi książki, ponieważ byliśmy w klasach o tych samych profilach. Myślę pomysł niezły, bo w czasie targowania sie w zamian za opuszczenie ceny można by było z nią pójść do knajpy czy na kawę. Napisałem do niej na nk (wtedy jeszcze była na topie, a fejsa mało kto znał). No zgodziła się tylko napisała, że nie odsprzedaje wszystkich książek bo będą jej do matury potrzebne ( ja chciałem oczywiście cały komplet). Zrezygnowałem. Po około dwóch latach kiedy to kasowałem swoje konto, przejrzałem wiadomości. Dopiero po fakcie dostrzegłem, że nie sprzedaje tylko książki od biologii. Wtedy nasunęło mi się na myśl tylko jedno sformułowanie: Jesteś debilem. Musiałem pod wpływem emocji nie dostrzec ostatniego zdania.
Opisałem tylko te najważniejsze akcje bo ich było koło dwudziestu. Teraz aktualnie odpuściłem trochę wkręcanie sobie, że mam szanse u tej u tamtej.
Dobra teraz sedno wszystkiego. Szacun dla wytrwałych :tongue: . Powiedźcie mi, czemu się tak dzieje, że mając 20 lat nigdy nie miałem dziewczyny, co gorsza nie miałem żadnego kontaktu z nimi (raz po pijaku w wieku jakoś po 18 na ognisku, grając w butelkę całowałem się z języczkiem z ładną dziewczyną, a tak zero pocałunków, chodzenia za rękę) ? Ja sam uważam się za średniaka, ani nie ciacho, ani nie pasztet, choć dziewczyny (nie brzydkie) mówiły mi że jestem przystojny. Nie siedzę w domu chodzę do knajp, na ogniska. Jestem cały czas sobą, nie gram nikogo, choć kiedy to grałem jeszcze w szkolnym kabarecie, mówili mi że jestem dobrym aktorem. Sam czuję się jakbym miał z kilka lat więcej, po prostu dogaduję się lepiej z osobami o rok, dwa i więcej starszymi ode mnie. Przyznam się jestem nieśmiały, lecz walczę z tym i gadam z dziewczynami, nie siedzę jak kołek, ale one tak jakby szufladkują mnie od razu do kategorii kolega. Może macie jakieś pomysły, dlaczego tak się dzieje? Jak to zmienić?
Teraz zadam pytanie dla pań. Czy Wy naprawdę wolicie kiedy koleś jest w typie maczo czyli kaloryfer na klacie, irokez, trochę chamski dla dziewczyn, lecz nie wulgarny. Bo z moich doświadczeń tak wynika.
Czasami zastanawiając się nad tą sprawą myślę sobie: " Kurczę, a może ja mam powołanie np: na księdza lub mam jakąś wyjątkową misję do wykonania.'' Czekam na Wasze odpowiedzi. Może chociaż garstka przeczytała bo nie wiem czy z punktu widzenia odbiorcy takie historie są ciekawe .
pozdro
Nie wiem czy temat będzie w dobrym dziale, gdyż myślałem czy napisać go właśnie tutaj czy w dziale trudności życiowe, ale chyba bardziej będzie mowa o kobietach i zagwozdkach miłosnych niż nad sensem życia itp. Może na początek pokrótce przedstawię Wam mój życiorys w sprawach podrywu.
Moje miłosne podboje zaczęły się w I klasie gimbazy. Wtedy po raz pierwszy i jako ostatni naprawdę się zakochałem (pomyślicie zapewne: ,, ma 13 lat i się zakochał? Coś tutaj nie tak." Tak zakochałem się.). Była to koleżanka z klasy. Na początku to były takie zaczepki na początku na gadu-gadu, potem już coraz bardziej w realu. Takie relacje trwały ok. 3 miesiące. W II klasie zacząłem coraz bardziej rozmawiać z nią na tematy miłosne. A bym zapomniał - ona traktowała mnie jako bliższego kolegę ( w między czasie miała chłopaka), ja już czułem że to jest właśnie to. Potem ona odeszła od swojego faceta i była wolna. Po jakimś miesiącu, może dwóch uderzyłem do niej z miłosnymi wierszykami (chyba to był mój największy błąd), z propozycjami spotkania się gdzieś. Ona ciągle mówiła, że dzisiaj nie może, że ma zajęcia jakieś dodatkowe, żę wyjeżdża. Wtedy znowu zaczęła się spotykać z pewnym gościem. Ja już dałem spokój, totalny olew (ale nadal ją kochałem), lecz po paru miesiącach znowu się do mnie odezwała. Wyszła z ofertą spotkania się. Zgodziłem się. Wreszcie spotkałem się z nią sam na sam. no trochę było szmeru bajeru, lecz czułem że ona jest wobec mnie obojętna. Spytałem ją oto to odpowiedziała, że mi się tylko zdaje. Mówię ''no dobra spoko''(później się okazało, że mój kolega ją do tego namówił, bo nie mógł patrzeć jak łażę przygnębiony). Po kilku dniach zadzwoniłem do niej czy się spotkamy, a ona ze złością do mnie, że co sobie myślę, że ona nie jest taka łatwa ( z plotek słyszałem zupełnie co innego na jej niekorzyść). Po tej jednostronnej kłótni zamiast już odpuścić to ją dalej kochałem, lecz to co powiem Wam teraz hit to myślę, że się uśmiejecie. To był definitywny koniec. Równolegle ze mną podkochiwał się cały czas przez przeszło 10 lat jej bliski przyjaciel. To była końcówka III klasy. Mieliśmy próby polonezu no i na te próby przyszedł koleś ( jej czwarty czy nawet piąty partner w ciągu 2,5 roku) z dwoma kolegami i zaczął się do nas burzyć, że my małolaty nie wiemy jak zaopiekować się dziewczyną i powiedział nam, że jak wyjdziemy z próby to dostaniemy wpie****. My jak to małolaty jeszcze osrani ( koleś był o 4 lata starszy, nie wiem jak tamci). Ta dziewczyna, o której jest mowa przyniosła nam bandaże i waliła tekstami typu: ''poleje się krew'' itp. Do niczego jednak nie doszło bo za nas dwóch wstawili się koledzy i wyszło na to że z sali wyszliśmy nie w dwójkę, a w 15.
To był koniec mojej przygody z nią. Nadal czuję do niej gdzieś głęboko mały sentyment, bo przecież pierwsza i jedyna miłość to była.
Kolejna trzy przygody miały miejsce już w liceum i były to zauroczenia.
Jedna nie trwała dość krótko. W I klasie LO przystawiałem się do koleżanki z klasy. No było spoko do czasu gdy nie zobaczyli tego moi ''koledzy''. Pewnego razu w czasie rozmowy powiedzieli jej, że niby jestem bezpłodny i mam małego. Ona mnie wyśmiała, ja ją że słucha durniów i na tym się skończyło. Powiedzenie ''Nie bierz d*** ze swej grupy'' sprawdziło się drugi raz.
Z następną dziewczyną o rok młodszą ''spotykałem się'' za sprawą kolegi z którym dojeżdżałem do szkoły tzn: podchodziłem pod jej dom i odprowadzałem ją do szkoły ( ona chodziła do technikum). Powiem, że nawet spoko się z nią dogadywałem. I znowu do czasu kiedy to złapał mnie jej chłopak i ostrzegł, żebym się od niej odczepił. No to ja z doświadczeń przestałem się z nią spotykać. Teraz powiem Wam, że może i dobrze że tak się to potoczyło, gdyż dziewczyna zmienia kolesi jak rękawiczki i lubi klimaty hardcore.
W LO jeszcze z jedną można by to powiedzieć kręciłem. Była to o rok starsza dziewczyna. Nie mieliśmy wspólnych zajęć, ani bliższych kolegów, więc było ciężej. W taki sposób do głowy wpadł mi pomysł zapytania czy odsprzeda mi książki, ponieważ byliśmy w klasach o tych samych profilach. Myślę pomysł niezły, bo w czasie targowania sie w zamian za opuszczenie ceny można by było z nią pójść do knajpy czy na kawę. Napisałem do niej na nk (wtedy jeszcze była na topie, a fejsa mało kto znał). No zgodziła się tylko napisała, że nie odsprzedaje wszystkich książek bo będą jej do matury potrzebne ( ja chciałem oczywiście cały komplet). Zrezygnowałem. Po około dwóch latach kiedy to kasowałem swoje konto, przejrzałem wiadomości. Dopiero po fakcie dostrzegłem, że nie sprzedaje tylko książki od biologii. Wtedy nasunęło mi się na myśl tylko jedno sformułowanie: Jesteś debilem. Musiałem pod wpływem emocji nie dostrzec ostatniego zdania.
Opisałem tylko te najważniejsze akcje bo ich było koło dwudziestu. Teraz aktualnie odpuściłem trochę wkręcanie sobie, że mam szanse u tej u tamtej.
Dobra teraz sedno wszystkiego. Szacun dla wytrwałych :tongue: . Powiedźcie mi, czemu się tak dzieje, że mając 20 lat nigdy nie miałem dziewczyny, co gorsza nie miałem żadnego kontaktu z nimi (raz po pijaku w wieku jakoś po 18 na ognisku, grając w butelkę całowałem się z języczkiem z ładną dziewczyną, a tak zero pocałunków, chodzenia za rękę) ? Ja sam uważam się za średniaka, ani nie ciacho, ani nie pasztet, choć dziewczyny (nie brzydkie) mówiły mi że jestem przystojny. Nie siedzę w domu chodzę do knajp, na ogniska. Jestem cały czas sobą, nie gram nikogo, choć kiedy to grałem jeszcze w szkolnym kabarecie, mówili mi że jestem dobrym aktorem. Sam czuję się jakbym miał z kilka lat więcej, po prostu dogaduję się lepiej z osobami o rok, dwa i więcej starszymi ode mnie. Przyznam się jestem nieśmiały, lecz walczę z tym i gadam z dziewczynami, nie siedzę jak kołek, ale one tak jakby szufladkują mnie od razu do kategorii kolega. Może macie jakieś pomysły, dlaczego tak się dzieje? Jak to zmienić?
Teraz zadam pytanie dla pań. Czy Wy naprawdę wolicie kiedy koleś jest w typie maczo czyli kaloryfer na klacie, irokez, trochę chamski dla dziewczyn, lecz nie wulgarny. Bo z moich doświadczeń tak wynika.
Czasami zastanawiając się nad tą sprawą myślę sobie: " Kurczę, a może ja mam powołanie np: na księdza lub mam jakąś wyjątkową misję do wykonania.'' Czekam na Wasze odpowiedzi. Może chociaż garstka przeczytała bo nie wiem czy z punktu widzenia odbiorcy takie historie są ciekawe .
pozdro