Czyżby to zapowiedź powrotu Polaka do formy sprzed kilku lat? Może nie aż tak, ale na pewno będzie lepiejAdam Małysz, najlepszy polski skoczek narciarski, wrócił we wtorek z Finlandii, gdzie trenował pod okiem byłego szkoleniowca polskiej kadry Hannu Lepistoe.
- Od ubiegłego piątku oddałem w Lahti ponad 50 skoków. Byłem też na badaniach siły i mocy w instytucie w Jyvaeskylae. To było coś podobnego do tego, co robiliśmy z Łukaszem Kruczkiem, ale inaczej zinterpretowano wyniki. Na tej podstawie zaczęliśmy z Lepistoe pracę nad moją techniką - mówi Małysz.
- Okazało się, że jestem za szybki na progu. Pierwsze ruchy, tuż przed odbiciem, robię za gwałtownie i później nie ma ostatniego wypchnięcia. Robiliśmy wszystko, by przedłużyć odbicie. Zmieniałem też pozycję dojazdową, bo była zła. Co skok to jeździłem inaczej. Nie byliśmy w stanie niczego dopracować, za dużo było zmian, kombinacji: "może tak, a może tak".
- U Lepistoe było stanowcze: "masz jechać tak, i koniec. A tak się odbijesz". I forma poszła do przodu.
- Rozregulowanie mojej techniki wyniknęło z przygotowań do sezonu, które były podporządkowane jednemu: by w nogach mieć jak najwięcej mocy.
- Nie wolno trenować mocy czy siły, zapominając o technice. To są nierozłączne rzeczy. Nie da się ćwiczyć raz mocy, raz techniki. To musi iść w parze, nawet kiedy po zajęciach na siłowni jest się zmęczonym. Łukasz po konsultacjach z profesorem Jerzym Żołądziem w ogóle nie robił odbić. Po testach w Jyvaeskylae, rozmowach z Hannu i z innym fińskim trenerem Mattim Pullim (były trener najlepszego skoczka wszech czasów Mattiego Nykaenena - przyp. red.) wiem, że tak się nie da. Odbicia trzeba robić, to stały element treningów - podkreśla Małysz.
źródło: onet.pl