Mroxuś... przepraszam, że Ci to mówię... też tak miałam... może nawet gorzej, było mi ciężko, zamknęłam się w sobie, nigdzie nie wychodziłam, odizolowałam się od wszystkich, nie rozmawiałam, nie odpowiadałam na pytania... w końcu zaczęłam się bawić żyletką... najpierw tak lekko, drobne, ledwo widoczne ranki, które później zmieniały się w ogromne cięcia... na rękach, nogach...później przyszedł bezpodstawny płacz, tęsknota, ogromne przygnębienie, chęć przytulenia się, wypłakania...
w końcu na siłę wepchali mnie do gabinetu psychologa... on stwiedził: depresja przed samobójcza czy jakoś tak... później psychiatryk... a kiedy mnie wypuścili zaczęłam udawać że wszystko jest OK, założyłam maskę której nie zdejmuję... sztuczny uśmiech... nie chcę tam wrócić...
wiem, że brzmi to strasznie, ale póki nie zaszło to jeszcze tak daleko, idź do psychologa, porozmawiaj, ot tak... może to nie jest nic poważnego, może zwykłe zmiany nastrojów... piszę tylko jak było u mnie...
przepraszam...