Tzn. zaczęłam to już dosyc zawsze i teraz, kiedy własciiwe wiele moich poglądów sie zmieniło- to masz Ci los- nei chcę mi się po raz tzreci zmieniac dlaszego ciągu tego, co tutaj zamieszcze. Ale moze, keidys dam się skusic.Ocencie:
Często zastanawiam się nad swoim życiem. Nad tym, czy kiedyś w końcu będzie jak dawniej, czy kiedyś jeszcze będzie dobrze. Tak wiele złego się wydarzyło, tak wiele chciałbym zmienić, chciałbym cofnąć czas… Jednak opowiem od początku, to terapeuta, psycholog i równocześnie najlepszy przyjaciel od tego pamiętnego dnia polecił mi pisanie, jako najlepszy lek, na to, co było.
Był słoneczny dzień, 26 czerwca. Miałem piętnaście lat i pojechałem na wakacje do Gdańska do cioci Agaty. Lubiłem tam jeździć, co rok poznawałem tam masę ludzi. Tak bardzo kochałem tamtejszą przyrodę. Każda chwila tam spędzona, była dla mnie jak odrodzenie. Kłopoty szkolne, które już wtedy mnie przerastały, tam ginęły, nawet, kiedy byłem tam tylko w czasie weekendu. Morze i te wszystkie cudowne zakątki, park, który nazywałem swoim parkiem. Fontanna, której z całą naszą tamtejszą paczką, nadaliśmy miano: Fontanny złotej Kaczki. Od tej zabawnej sytuacji, kiedy to Elka… Ach, zacznijmy od początku.
Pociąg odjeżdżał o 8.45. Jechałem dwie godziny, na stacji czekała rozradowana Agata. Od zawsze mówiłem jej po imieniu, mimo, że była moją ciocią. Lubiła, kiedy do niej przyjeżdżałem. Miała 22 lata, tak doskonale mnie rozumiała, zdawała się znać wszystkie problemy młodych. Przywitała mnie uśmiechem:
- Mam nadzieję, że w końcu ubłagałeś mamę na całe dwa miesiące wakacji tutaj? Pospiesz się, mamy tyle do zwiedzania! A co z Marzenką, kiedy przyjedzie?- Marzena jest moja straszą o dwa lata siostra, rozsądna, rozważna, ale też lekko roztrzepana. Nie przeżywałem z nią nigdy większych kłótni. Byliśmy ogólnie zgranym rodzeństwem. A także rodziną, tak, byliśmy zgraną rodziną… Poza wyjątkami, kiedy to ojciec i matka dopytywali, co takiego mam zamiar tu robić przez dwa miesiące, ze przecież tu jest nudno, ze u nas, może spodobać się lepiej niż tam, niejednemu turyście!
-Tak, pozwolili mi. A Marzena przyjedzie w przyszłym tygodniu, musiała poczekać na Romka, jego starsi też nie chcieli się zgodzić, wiesz: „Rozumiem dwa tygodnie, ale dwa miesiące?!”.- uśmiechnąłem się na samą myśl o matce Romka, kiwającej do niego srogo palcem…
i jak?
Często zastanawiam się nad swoim życiem. Nad tym, czy kiedyś w końcu będzie jak dawniej, czy kiedyś jeszcze będzie dobrze. Tak wiele złego się wydarzyło, tak wiele chciałbym zmienić, chciałbym cofnąć czas… Jednak opowiem od początku, to terapeuta, psycholog i równocześnie najlepszy przyjaciel od tego pamiętnego dnia polecił mi pisanie, jako najlepszy lek, na to, co było.
Był słoneczny dzień, 26 czerwca. Miałem piętnaście lat i pojechałem na wakacje do Gdańska do cioci Agaty. Lubiłem tam jeździć, co rok poznawałem tam masę ludzi. Tak bardzo kochałem tamtejszą przyrodę. Każda chwila tam spędzona, była dla mnie jak odrodzenie. Kłopoty szkolne, które już wtedy mnie przerastały, tam ginęły, nawet, kiedy byłem tam tylko w czasie weekendu. Morze i te wszystkie cudowne zakątki, park, który nazywałem swoim parkiem. Fontanna, której z całą naszą tamtejszą paczką, nadaliśmy miano: Fontanny złotej Kaczki. Od tej zabawnej sytuacji, kiedy to Elka… Ach, zacznijmy od początku.
Pociąg odjeżdżał o 8.45. Jechałem dwie godziny, na stacji czekała rozradowana Agata. Od zawsze mówiłem jej po imieniu, mimo, że była moją ciocią. Lubiła, kiedy do niej przyjeżdżałem. Miała 22 lata, tak doskonale mnie rozumiała, zdawała się znać wszystkie problemy młodych. Przywitała mnie uśmiechem:
- Mam nadzieję, że w końcu ubłagałeś mamę na całe dwa miesiące wakacji tutaj? Pospiesz się, mamy tyle do zwiedzania! A co z Marzenką, kiedy przyjedzie?- Marzena jest moja straszą o dwa lata siostra, rozsądna, rozważna, ale też lekko roztrzepana. Nie przeżywałem z nią nigdy większych kłótni. Byliśmy ogólnie zgranym rodzeństwem. A także rodziną, tak, byliśmy zgraną rodziną… Poza wyjątkami, kiedy to ojciec i matka dopytywali, co takiego mam zamiar tu robić przez dwa miesiące, ze przecież tu jest nudno, ze u nas, może spodobać się lepiej niż tam, niejednemu turyście!
-Tak, pozwolili mi. A Marzena przyjedzie w przyszłym tygodniu, musiała poczekać na Romka, jego starsi też nie chcieli się zgodzić, wiesz: „Rozumiem dwa tygodnie, ale dwa miesiące?!”.- uśmiechnąłem się na samą myśl o matce Romka, kiwającej do niego srogo palcem…
i jak?